Recenzja gry PS5

Like a Dragon: Ishin! (2023)
Hiroyuki Sakamoto
Takaya Kuroda

Jak samuraj grządki pielęgnował

Aż trudno uwierzyć, że ostatnią numerowaną część perypetii Smoka z Dojimy widzieliśmy w 2018 roku i, mimo że w międzyczasie raczeni byliśmy remasterami i opowieściami z nowymi bohaterami, wciąż
Jak samuraj grządki pielęgnował
Trudno przejść obojętnie obok gier z serii "Yakuza". Fani marki pieją z zachwytu przy premierze każdej nowej części, z wypiekami na twarzy czekając na kolejną kabałę, w którą wpakował się Kiryu. Przeciwnicy zaś pogardliwie określają grę "japońskim GTA" i z niedowierzaniem spoglądają na mieszające się ze sobą sceny przemocy, wyścigi zdalnie sterowanych samochodzików i podbite lekką nutką żenady próby romansowania z aktorkami kina dla dorosłych. Aż trudno uwierzyć, że ostatnią numerowaną część perypetii Smoka z Dojimy widzieliśmy w 2018 roku i, mimo że w międzyczasie raczeni byliśmy remasterami i opowieściami z nowymi bohaterami, wciąż nie mogliśmy się doczekać jakichkolwiek wieści na temat remake’ów dwóch gier niewydanych dotąd na Zachodzie. Na szczęście sukces "Ghost of Tsushima" ruszył sumienia deweloperów studia Ryu Ga Gotoku, dzięki czemu dziś mamy okazję zagrać w "Like a Dragon: Ishin!".



Tym razem jednak nie będziemy wozić się w szarym ortalionowym garniaku po ulicach Kamurocho, a cofniemy się do schyłku okresu Edo, tzw. Bakumatsu. Ten burzliwy dla Japończyków czas pełen był różnorodnych konfliktów, których kulminacją była wojna domowa, a jej efektem upadek szogunatu Tokugawa. Czemu o tym wszystkim wspominam? Nowa produkcja Japończyków transponuje właśnie te historyczne wydarzenia i wrzuca w nie postacie znane z gier studia. Nie unika też paralel, jak choćby na początku, gdy nasz mentor zostaje pozbawiony życia, a Kazuma… znaczy się Sakamoto Ryoma odrzuca swoją przeszłość i próbuje rozwikłać skomplikowaną intrygę dziejącą się w murach stolicy. Ryoma infiltruje szeregi Shinsengumi, specjalnego oddziału policji, i na przekór przeciwnościom losu drąży skałę niczym kropla kwasu. 



"Ishin" stoi historycznymi smaczkami i choć wiele przedstawionych wydarzeń nie miało miejsca w prawdziwych dziejach Kyo (współczesne Kyoto), nie sposób nie szukać w trakcie rozgrywki informacji o napotykanych postaciach. Nie należy zapominać, że choć noszą twarze znanych bohaterów i antagonistów z gier studia Ryu Ga Gotoku, ich korzenie sięgają do prawdziwych, żyjących niegdyś w Kyo ludzi. I choć Majima nie jest już Majimą, a Okitą Soji, to wciąż widać w nim charakterystyczny błysk szaleństwa i nieobliczalności. Twórcy z wielkim wdziękiem i subtelnością przełożyli usposobienia mafijnych watażków na persony dziewiętnastowiecznych kapitanów policji. Z jednej strony może wprowadzać to trochę zamieszania, z drugiej zaś tworzy przyjazną atmosferę dla fanów, którzy z błyskiem w oku będą odnajdywać drobne smaczki i referencje w opowiadanej historii.



Z racji tego, że trudno w okresie Edo prowadzić ot tak przybytek rozkoszy lub w zaawansowany sposób zarządzać rynkiem nieruchomości, twórcy musieli znaleźć dla Ryomy inną formę aktywności. Możliwości są dość ograniczone, więc RGG nie pozostało nic innego, jak znów wykorzystać biedną Harukę. Dziewczyna obciążona potężnym długiem zawierza swoje istnienie samurajowi. Ten zakasuje rękawy, bierze haczkę w dłoń i przystępuje do pielenia grządek, sadzenia pomidorków i oporządzania kurzych kuperków. Wszystko po to, by spłacić 100 milionów ryo długu. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Poza lataniem z konewką i rwaniem rzepy standardowo już poświęcimy się łowieniu ryb czy też spełnianiu zachcianek społeczności. W wolnym czasie obstawimy wyścigi kurczaków, pośpiewamy sławetne "Baka Mitai" i potańczymy z wachlarzem.



Uczestnictwo w aktywnościach, pomaganie mieszkańcom czy chociażby zacieśnianie więzi z lokalną fauną (tak, można głaskać pieski i kotki) zapewni nam tzw. Virtue. Jak wszyscy wiemy, cnota w życiu każdego samuraja była niezwykle ważna. Nic dziwnego, że z jej zasobów ulepszymy nie tylko nasze wiejskie życie, poszerzając grządki i montując kolejne strachy na wróble, ale przy okazji zwiększymy zasoby ekwipunku czy też kondycję Sakamoto. Ta jest na początku wyjątkowo mierna, a protagonista dostaje zadyszki przy pierwszej lepszej próbie uniknięcia wojowników chcących obić nam twarz.



A walki będzie tu całkiem sporo. Nadal będziemy przetaczać się przez miasto niczym huragan, z tą różnicą, że tym razem siła naszych pięści zejdzie na dalszy plan. Gra nie pozbawia nas co prawda możliwości sprzedawania cepów na prawo i lewo, ale chyba nie o taki styl walki chodziło bohaterskim samurajom. Poza standardowym oklepywaniem facjat "Ishin!" pozwoli graczom na (nie dosłowne) wypruwanie wnętrzności przy użyciu samurajskiego miecza, błyskawiczne rozwalanie adwersarzy przy pomocy szybkostrzelnej broni oraz – mój ulubiony styl – Wild Dance, który łączy aspekty walki mieczem z ładowaniem kulek prosto w czoło. Możemy swobodnie przełączać się między stylami, a na dalszych etapach gry nawet podpinać pod nie dodatkowe umiejętności, które dadzą nam specjalne karty z wojownikami. Wszystko działa nadzwyczaj sprawnie, a po odblokowaniu sławetnych Heat Actions – widowiskowych finiszerów – walka jeszcze bardziej nabiera rumieńców i zachęca do wdawania się w kolejne potyczki. Samo trenowanie w dojo i odblokowywanie umiejętności nie sprawi jednak, że przeciwnicy padną skruszeni do naszych stóp. Przez całą grę musimy zwracać uwagę na parametry oręża, gdyż prędzej czy później staniemy pod ścianą, która będzie wymagała od nas wykucia bądź wykupienia nowej broni. W życiu nie ma nic za darmo, toteż czeka nas sypanie złotymi monetami prosto w chciwe ręce kowala, wyjątkowo wysoko ceniącego sobie swój fach.



Poza tymi mniej legalnym sposobami na zdobycie pieniędzy możemy poświęcić całe swoje jestestwo pomocy lokalnej społeczności. "Like a Dragon: Ishin!" łączy niezbyt poważne i miejscami głupkowate historie z poważnymi i trudnymi do zignorowania dramatami. Między unikami przed taneczną sektą, nauczaniem geografii w szkole i myciem kotków zaspokoimy głód pozostawionych samopas dzieci, rozbijemy okoliczne gangi i uratujemy smutne dziewczę przed zaaranżowanym małżeństwem.

Najnowsza produkcja studia Ryu Ga Gotoku jest wypełniona zawartością po brzegi. Prowadzenie wątku głównego co rusz przerywałam dodatkowymi aktywnościami i niespecjalnie spieszyło mi się do finału tej opowieści. Osadzenie fabuły w realiach historycznych spowodowało, że zanim się obejrzałam, siedziałam i doczytywałam informacje w różnych artykułach, by dowiedzieć się jak najwięcej o zależnościach i sojuszach panujących u schyłku władzy Tokugawy. Warto jednak zaznaczyć, że nie jest to gra, od której polecałabym zaczynanie przygody z serią. W końcu nie znajdziemy tu blichtru i kiczowatości Kamurocho, a chrzęst mieczy, rzodkiew i stukanie chodaczkami po piaszczystych ulicach Kyo.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones